Obecność mężczyzny przy narodzinach swojego dziecka śmiało możemy dzisiaj nazwać standardem. Panowie podają wodę, masują rodzące, w końcu przecinają pępowinę. Jeśli jesteś w ciąży, może wydawać ci się naturalne, że tak będzie i u was – aż do chwili, gdy on mówi: „Wiesz co, to chyba zły pomysł”. Co robić, gdy partner odmawia brania udziału w narodzinach waszego dziecka?
Wiele kobiet postawionych w takiej sytuacji odczuwa wówczas negatywne emocje. Pojawia się wstyd (bo przecież wszyscy dookoła to robią – jak przyznać się, że twój partner jest „wygodnicki” i się o ciebie nie troszczy?), gniew (chce zostawić cię samą, egoista!), w końcu chęć przymuszenia przyszłego tatusia do pobytu na porodówce. Zanim dojdziemy do wyjaśnienia, czy to ostatnie jest dobrym pomysłem, warto przeanalizować ewentualne powody męskiej niechęci do wspólnego porodu.
Dlaczego on mówi „nie?”
Strach przed wpływem wspólnego porodu na wasze późniejsze relacje.
Powiedzmy to wprost – na relacje w łóżku. Opinie, jakoby uczestniczenie w porodzie miało skutkować swego rodzaju „blokadą” u mężczyzny nie są nowe i regularnie pojawiają się w rozmowach towarzyskich. Statystyki pokazują, że w rzeczywistości rzadko zdarza się, aby obecne w pamięci obrazy z porodu skutkowały brakiem chęci do seksu. Z drugiej jednak strony, „rzadko” nie znaczy „nigdy”. Istnieją panowie, u których widok porodowych scen (przechodzenie dziecka przez pochwę, cięcie krocza, krew i wydzieliny) jest zbyt drastyczny i powoduje niechęć do dotykania partnerki. To jeden z gorszych rodzajów obrotu sprawy, w olbrzymim stopniu wpływający na późniejsze funkcjonowanie małżeństwa i mogący doprowadzić nawet do jego rozpadu.
Strach przed widokiem krwi.
Nie od dzisiaj wiadomo, że kobiety bywają twardsze od mężczyzn. Wielu panów odczuwa rzeczywisty lęk przed krwią, co przejawia się choćby w unikaniu prostych zabiegów medycznych czy wielkiej niechęci do modnych dzisiaj programów o różnego typu operacjach.
Argument o tego typu obawach nie musi być zatem wyssany z palca. Co prawda jak wynika ze słów personelu szpitalu bardzo rzadko zdarza się, aby przyszły tatuś zemdlał w trakcie porodu, niemniej uczucie paraliżu na widok fizycznej strony porodu jest u niektórych całkiem spore.
Bezsilność.
Chociaż poród nazywany jest „wspólnym”, rodzi oczywiście tylko kobieta – to ona musi podjąć się tytanicznego trudu wydania dziecka na świat. I chociaż mężczyzna ma kilka zadań do wykonania, w niektórych momentach porodu może czuć się bezsilny i bezużyteczny. W męskich relacjach z trudnych porodów bardzo często pada: „Najgorsza była bezsilność”, „Nie chciałbym drugi raz na to patrzeć, nie mogłem nic zrobić, a ona cierpiała”, „Umierałem z niepokoju, a wszyscy mówili, że wszystko w porządku, to był koszmar”.
Próba sił – jak go przekonać?
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby spróbować przekonać partnera do udziału w porodzie. Innymi słowy, nie obrażamy się, płacząc w łazience nad swoim beznadziejnym małżeństwem, ale podejmujemy spokojną rozmowę.
Jednym z ważnych argumentów może być ten o roli wsparcia mężczyzny. „Nie chodzi o to, byś krzyczał do mnie: przyj!, tylko żebyś był obok. Pomyśl, będzie tam masa obcych ludzi. Widok ciebie obok będzie dla mnie niesamowicie uspokajający”. Poczucie bezpieczeństwa, jakie daje „swój człowiek” na sali porodowej także warto wziąć pod uwagę – bo co, jeśli zostawią cię samą na sali, a ty będziesz potrzebowała pomocy?
Czasem pomaga przytoczenie statystyk – z których wynika, że u większości mężczyzn nie dochodzi do pojawienia się poporodowego „obrzydzenia” do partnerki.
Ostatecznie jednak czymś, co sprawdza się w niemal w 100%, jest propozycja kompromisu. „Jesteś ze mną, dopóki będziesz czuł się na siłach, a w chwili samego porodu wychodzisz na korytarz”. Gdy obie strony traktują to poważnie, nie ma się czego obawiać.
Nadal nie? Nie zmuszaj!
Próbowałaś już wszystkiego, a on nadal mówi „nie”? Cóż, trudno. Weź pod uwagę to, że może on faktycznie zna siebie lepiej i wie, że to nie będzie dobry pomysł – wówczas wyświadcza wam przysługę. Trzeba także pamiętać, że mężczyzna bardzo niepewny co do słuszności obecności na porodówce, przestraszony i zniechęcony naprawdę będzie zerowym wsparciem. Ewentualnie pokłócicie się tuż nad rodzącym się dzieckiem.
Nie obrażaj się jednak, nie naciskaj, nie drwij i nie mów: „Cóż, widocznie nie kochasz mnie tak, jak sądziłam”. Zamiast tego, poproś kogoś, kto z chęcią i pełnym przekonaniem ci pomoże – mama, teściowa, siostra, przyjaciółka. Będziesz czuła się otoczona dobrą opieką i uzyskasz dobre wsparcie – bez przymuszania.