Prosisz, grozisz, ostrzegasz. Dwa, pięć, dziesięć razy, a ono dalej swoje – znasz to? Dzieci są mistrzami w łamaniu cierpliwości nawet najbardziej spokojnych rodziców. A ci, chcąc w końcu nauczyć malca pewnych zasad, sięgają po kary. Niestety, niektóre z nich mogą narobić więcej szkody, niż pożytku – na pewno tak jest, jeśli znajdują się w gronie wymienionych poniżej.
Motywacja do karania dziecka jest zrozumiała – nikt nie chce, aby jego pociecha wyrosła na „rozwydrzonego bachora” z licznych opowieści. Nie chcemy także, aby nasz syn czy córka stał/-a się egocentrycznym, nieliczącym się innymi dorosłym. Więc sięgamy po kary. Problem w tym, że niektóre z nich uderzają w dziecko zbyt mocno albo powodują skutki, o których byśmy nie pomyśleli. Oto one:
Klapsy
W myśl założenia, że „klaps to nie bicie”, wielu rodziców nadal sięga po tę wątpliwą metodę wychowawczą. Niektórzy tylko w reakcji na bicie dziecka („zobacz, jak to boli”), inni dla wyładowania własnych frustracji, jeszcze inni ot tak, za niemal każde przewinienie – niech się nauczy.
Klaps jest przemocą fizyczną, która ma po prostu pieszczotliwą, łagodną dla ucha nazwę. Tak naprawdę jednak po prostu uderzamy dziecko. Uderzamy innego człowieka – robimy dziecku to, czego nie zrobilibyśmy partnerowi (zauważmy, że nawet ostre złapanie żony za łokieć uznawane jest za niestosowne i karygodne – w przypadku dzieci nikt nie ma takich skrupułów) ani żadnej innej osobie.
Jak naprawdę działa ta kara?: Uderzane dziecko uczy się przede wszystkim tego, że powinno bać się rodzica. I tego, że można bić innych. Malutkie dzieci, które dostają klapsy, nie mają pojęcia, dlaczego tak się dzieje. Starsze w momencie uderzania mogą nawet nienawidzić rodziców. To absolutnie najgorsza metoda wychowawcza pod słońcem.
Kara zbyt duża, nieadekwatna do przewinienia
Dziecko miało posprzątać pokój, ale tego nie zrobiło? Jeśli już trzy razy ostrzegałaś, że za karę nie dostanie na urodziny wymarzonego prezentu, to w tym momencie możesz poczuć się zobligowana do bycia konsekwentną. Chcesz dać dziecku nauczkę, sprawić, żeby „poczuło”, że nie żartujesz. Ok, to zrozumiałe – ale taka kara jest kompletnie niewspółmierna do przewinienia. To trochę tak, jakby za 5 minutowe spóźnienie do pracy szef zabrał komuś 500 zł premii. Bez sensu – bo dlaczego nie można po prostu zostać dłużej o te 5 minut? To byłaby kara adekwatna, bo oparta na zasadzie konsekwencji. Ale o tym za chwilę.
Jak naprawdę działa ta kara? Kary tego typu, nieadekwatne do przewinienia i zbyt duże, są często efektem frustracji rodziców. Coś się wydarzyło, coś poszło nie tak, a tu jeszcze dziecko daje popalić. Innego dnia nie zareagowalibyśmy w taki sposób. To jednak powoduje, że dziecko traci grunt pod nogami. Ta sama mama jednego dnia wzdycha „ech, mówiłam, żebyście posprzątali” i zaczyna pomagać, drugiego dnia za to samo przewinienie zabiera pieczołowicie zbierane kieszonkowe z dwóch miesięcy.
Ignorowanie dziecka i obrażanie się na nie
„Prosiłam, żebyś w tej chwili się ubrał, teraz już nie mam ochoty z tobą rozmawiać” – nawet, jeśli za tą karą stoi chęć uspokojenia się rodzica, to jest to kara zdecydowanie nieodpowiednia. Ignorowanie dziecka, mówienie: „Nie chcę twoich przeprosin”, „nie interesuje mnie, co masz do powiedzenia” to trzaśnięcie drzwiami przed dzieckiem.
Jak naprawdę działa ta kara? W swoim arsenale metod zbliżenia się do rodzica i wyrażenia skruchy dziecko ma tylko… słowa. Nie może wyjść i kupić czekoladek czy kwiatów. Ponadto, nie rozumie, że rodzic musi się uspokoić, że czasem ludzie nie mają ochoty ze sobą rozmawiać. Rodzic, który się obraża i na którego nie działa dziecięce „przepraszam”, to mały koniec świata dla dziecka. Ono nie wie, że to na chwilę – prędzej podejrzewa, że mama już go nie kocha. Zbyt okrutne, prawda?
Zawstydzanie, poniżanie
„O, twoja koleżanka przyszła. Kasiu, powiedz, czy ty też jesteś taka niegrzeczna i tak pyskujesz rodzicom? Niech ci Agata opowie, jak się dzisiaj zachowała!” albo „A może pochwalisz się babci, jaką zrobiłeś dzisiaj awanturę? Nie uwierzysz mamo, do czego on jest zdolny” – zawstydzanie, poniżanie i upokarzanie to niestety kara zbyt często stosowana przez rodziców. Dlaczego jest tak niewskazana?
Jak naprawdę działa ta kara? Dziecko postawione w takiej sytuacji nie ma prawa się bronić. Jeśli próbuje, to i tak zostaje uciszane. Musi słuchać i zalewać się wstydem przed kimś trzecim, ponieważ rodzice uznali, że to dobra kara.
Problem polega na tym, że nigdy nie zgodzilibyśmy się na podobne zachowanie w naszą stronę. Brak możliwości wytłumaczenia się? Upokarzanie w obecności innej osoby i konieczność słuchania nieprzychylnych słów na swój temat? Każdy poczułby się fatalnie i nikt z dorosłych nie miałby wrażenia, że dzięki temu czegoś się nauczył.
Kara bez tłumaczenia przewinienia
Czyli na przykład słowa: „Byłeś niegrzeczny, więc za karę nie idziemy na lody”. Sama kara nie jest taka zła, ale krzywdzący dla dziecka jest brak konkretnego tłumaczenia.
Jak naprawdę działa ta kara? Należy zauważyć, że kilkulatek nie rozumie, czym jest bycie „niegrzecznym”. Jeśli nie powiemy mu: „nie posłuchałeś mnie i nie posprzątałeś po sobie”, to nie będzie wiedział, na czym polega jego „niegrzeczność”. To krzywdzące – malec nie rozumie, czy chodzi o to, że śpiewał sobie, czy o to, że skakał, czy może właśnie o to, że nie posprzątał.
Każ dziecko konsekwencjami
Jeśli nie powyższe kary, to co? Sprawa jest prosta – zamiast karać, wyciągać konsekwencje. Nie jest to wcale takie trudne, a świadczą o tym poniższe przykłady:
– „Nie posprzątałeś tak, jak cię prosiłam. Teraz muszę zrobić to ja i przez to nie zdążymy już pójść na lody”
– „Uderzyłeś kolegę drugi raz, chociaż tłumaczyłam ci, że nie wolno. Kiedy ktoś się tak zachowuje, nie może bawić się z innymi. Idziemy do domu”.
– „Prosiłam cię wiele razy, żebyś nie wlewał całego szamponu do wanny. Teraz kupimy nowy za twoje kieszonkowe”.
Dzięki takiej technice dziecko nie tylko zrozumie, co robi źle, ale też łatwo wywnioskuje, że kara jest efektem jego działań. Jednocześnie nie będzie czuło się upokorzone albo spanikowane niezrozumiałym zachowaniem rodzica. I to jest właśnie kara… idealna.