CiążaPorodowe sceny z seriali i filmów a rzeczywistość... na prawdziwych porodówkach

Porodowe sceny z seriali i filmów a rzeczywistość… na prawdziwych porodówkach

Kobiety, które spodziewają się pierwszego dziecka, powinny przewijać każdą serialową bądź filmową scenę porodu – w przeciwnym razie grozi im wyrobienie sobie kompletnie fałszywego przekonania o tym, co dzieje się na porodówce. Nie wiedzieć czemu, producenci filmowi oraz serialowi mają ogromny problem z realnym odwzorcowaniem tej ważnej sceny. Dla jasności sytuacji – porównamy dziś to, co nam pokazują z prawdziwym przebiegiem akcji porodowej.

Ciężarna w 9 miesiącu to ZAWSZE nieporadna kobieta o zgrabności słonia.

Zanim na dobre rozkręcimy się w temacie porodu – mały wstęp. Nie wiedzieć dlaczego, twórcy filmów i seriali upodobali sobie przedstawianie ciężarnych jako kompletnie nieporadnych kobiet, które po położeniu się na plecach zapewne nie wstałyby aż do porodu, machając tylko nieporadnie kończynami. Każda z bohaterek, która gra ciężarną wkrótce przed porodem, kołysze się jakby miała 150 kilogramową nadwagę, narzeka na wszystko i nie potrafi wstać z kanapy bez pomocy.

Jak jest naprawdę? Spokojnie, to naprawdę przerysowany obraz. Ciąża w końcówce bywa niewygodna, ale bez przesady. Na pewno nie będzie tak, że twój mąż wyjdzie rano do pracy, a ty nie wstaniesz z łóżka do 15, bo nie ma nikogo, kto podałby ci rękę ;-).

Poród zaczyna się nagle i trwa 2 minuty.

W przeciętnym filmie kobieta w 9-tym miesiącu ciąży zaczyna rodzić nagle i wraz z pierwszym, przekoszmarnie bolesnym skurczem wyrusza do szpitala. Jeśli jedzie autem, to w tym aucie krzyczy jak opętana i traci kontakt z rzeczywistością – to nic, że od pierwszego skurczu minęło 5 minut. Oczywiście towarzyszące jej osoby wpadają w panikę, a wszystko odbywa się a atmosferze grozy i pośpiechu.

Jak jest naprawdę? Poród (niestety) nie trwa kilku minut. A pierwsze skurcze ani nie są tak bolesne, ani nie są powodem, by natychmiast udać się do szpitala. Lekarze sugerują ciężarnym, aby pojechały na porodówkę dopiero, kiedy skurcze będą występowały co 4-5 minut. W praktyce oznacza to, że możesz czekać nawet cały dzień na „rozkręcenie” się całej akcji. I tak szczerze – wysoce prawdopodobne jest, że jeszcze zdążysz zrobić obiad i bez pośpiechu dopakować torbę. A już w drodze spokojnie będziesz liczyła minuty i rozmawiała z mężem.

Poród zaczyna się spektakularnym odejściem wód płodowych.

To – tuż za porodem rozpoczynającym się wielkim bólem, jest kolejnym mitem wyjętym z seriali i filmów. Wielu bohaterkom wody się nie sączą, panie nie zastanawiają się, czy to pewno to – o nie! Zamiast wątpliwości, na podłodze nagle ląduje 7 litrów wody. By było śmieszniej, nie widać tego na ubraniu przyszłej mamy J. I oczywiście wody odchodzą jej w publicznym miejscu!

Jak jest naprawdę? W rzeczywistości poród rozpoczynający się odejściem wód płodowych to mniej, niż 30% przypadków. Znacznie częściej pęcherz przerywany jest dopiero na porodówce – często dokonuje tego sama położna pod koniec porodu. A wszystko po to, by malec mógł się łatwiej wydostać. Co więcej, pęcherz częściej delikatnie pęka, niż zupełnie się otwiera – oznacza to tylko delikatne sączenie się wód.

Bohaterki filmów i seriali nie rodzą łożysk.

Poważnie – ich dzieci pochodzą z magicznych, bezłożyskowych ciąż. Tuż po tym, jak maluch opuści łono matki, kobieta zostaje przykryta kocem (szwy? Jakie szwy?) i wszyscy cieszą się nowym członkiem rodziny.

Jak jest naprawdę? Niestety, nie tak kolorowo. Tuż po tym, jak urodzisz dziecko, położna zwróci się do ciebie słowami w stylu: „A teraz rodzimy łożysko”. Czasem proces ten przebiega bez problemu, czasem trwa nieco dłużej (ale jest bezbolesny), w niektórych przypadkach trzeba nawet wezwać na pomoc anestezjologa. I chociaż cudownie byłoby od razu po porodzie zapomnieć o nim, to zszywanie krocza, mycie go i dokonanie innych czynności pielęgnacyjnych trwa jeszcze blisko 20 minut.

Położne mają zawsze dobry dzień. ZAWSZE.

W filmach, a już zwłaszcza w serialach, położnymi są tylko kobiety o gołębim sercu, kobiety z życiowym powołaniem. Nie mają złego dnia i zawsze są pełne empatii. I mają całą masę czasu dla przyszłej mamy – niektóre zachowują się wręcz jak kochające, troskliwe matki.

Jak jest naprawdę? Cóż, gdyby takie były realia, część działań fundacji „Rodzimy po ludzku” byłaby kompletnie niepotrzebna. Ale tak nie jest i dlatego zawsze warto zabrać ze sobą bliską osobę na porodówkę – osobę, przy której personel będzie wstrzymywał się z uwagami. Położne bywają wredne, niesympatyczne, lekceważące. I chociaż takich bab, powtarzających „czego krzyczy? Jak się chciało, to trzeba pocierpieć” jest coraz mniej, to jednak wciąż istnieją.

Na porodówce może być 10 osób.

Skoro mowa już o osobie towarzyszącej przy porodzie – w serialach to rzadko jest jedna osoba. Ba! Najczęściej przyszłej mamie towarzyszy mały tłumek, który w żaden sposób nie przeszkadza personelowi. Wszyscy rozmawiają, śmieją się – mała impreza, ot co.

Jak jest naprawdę? W polskich szpitalach nie ma już żadnego problemu z obecnością partnera przy porodzie. Na pewno jednak nie jest tak, że rodzącej może towarzyszyć dodatkowo sześcioro przyjaciół. Poza tym to tak intymne chwile, że mało która kobieta zgodziłaby się na takie „spotkanie”.

Rodząca kobieta badana jest pod prześcieradłem.

To prawdziwy hit. Lekarz wchodzi, rozmawia z pacjentką zakrytą niemal od stóp do głów. Nie prosi o zdjęcie czegokolwiek, tylko wsuwa dłoń, czegoś tam dotknie i już. Nie musi spojrzeć albo tylko udaje, że patrzy, chociaż wielka płachta materiału musi zasłaniać mu pole widzenia. Wiwat seriale.

Jak jest naprawdę? Za każdym razem, kiedy w serialowej scenie lekarz wsuwa rękę pod prześcieradło okrywające krocze rodzącej, doświadczone już kobiety wybuchają śmiechem. Bo to tak po prostu nie wygląda. Gdy już znajdziesz się na porodówce, będziesz czekała na rozkręcenie się akcji porodowej w długiej koszuli i… tyle. Żadnych majtek. Wszystko dlatego, że lekarz lub położna będą regularnie oglądać i dotykać szyjkę macicy – tu nie ma czasu na zdejmowanie bielizny albo chowanie się pod prześcieradłem.

Rodzące krzyczą jak opętane.

To filmowy standard. Kobiety krzyczy tak, że można odnieść wrażenie, że ktoś wyrywa jej ręce i nogi. Kompletnie traci kontakt z innymi, jest poza rzeczywistością. Spocona, przerażona, krzycząca.

Jak jest naprawdę? Ok, poród nie należy do najłatwiejszych zadań w życiu, ale zdecydowanie bez przesady. Wiele rodzących wcale nie krzyczy, a raczej zagryza zęby albo płacze. Krzyk często pojawia się dopiero pod koniec akcji porodowej, podczas której większość pań świetnie współpracuje z położnymi.

Dziecko urodzone przed minutą jest absolutnie idealne.

Ma gładką skórę, otwarte oczka, jest kształtne i śliczne. Zapewne dlatego, że ten młodziutki aktor czy aktorka ma już z 8 tygodni.

Jak jest naprawdę? Chociaż dla każdej mamy świeżo narodzone dziecko jest piękne, to umówmy się – ogólnie noworodki są średnio urokliwe. Mają pomarszczoną skórę w różnych odcieniach, plamy, nierówne główki i opuchlizny. Są całe od mazi i krwi. To szybko się zmieni, ale nie w ciągu 2 minut ;-).

Pierwsze karmienie jest po prostu banalnie łatwe.

Rzadko można znaleźć w serialu czy filmie scenę, w której świeżo upieczona matka nie radzi sobie z karmieniem albo prosi położną o pomoc. Nie – bohaterki ekranów natychmiast przystawiają dziecko do piersi, ono zasypia, jest błogo, pięknie i magicznie.

Jak jest naprawdę? Bywa i tak, jak na wyżej nakreślonym obrazku, niemniej częściej jest po prostu… trudniej. Młode matki nie wiedzą, jak trzymać dziecko, jak powinno ono trzymać brodawkę i ssać. I poproszenie o pomoc jest najlepszym, co mogą wówczas zrobić.

 

Subskrybuj powiadomienia
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Newsletter

Bądź zawsze na bieżąco!

musisz przeczytać

DOŁĄCZ DO NAS

POPULARNE W TEJ KATEGORII

czytaj więcej

0
A Ty co sądzisz na ten temat?x